avambee avambee
97
BLOG

Jak dobrze przegrywać - poradnik dla początkujących

avambee avambee UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Smutny, aczkolwiek w żadnym wypadku nie zaskakujący, jest wysyp postów pracowicie udowadniających, że wczorajsza kompromitacja była tak naprawdę wielkim zwycięstwem polskiej dyplomacji. Chociaż nic z tego zwycięstwa teraz nie mamy, to będziemy mieć, pokazaliśmy że się nie boimy, że Polska jest Polską i w ogóle za cztery lata będzie mistrzem świata. Brakuje jedynie - a zapewne tylko jeszcze nie trafiłem - tekstu o moralnym zwycięstwie. O genialnej strategii genialnego stratega coś jednak było.

Nawet najgenialniejszy strateg czasem porażki nie uniknie, nawet najgorszy fajtłapa wie, że zawsze należy minimalizować straty i maksymalizować korzyści. Polski rząd niestety zrobił na odwrót, zmaksymalizował straty, zminimalizował korzyści. Egzamin konkursowy tak czy inaczej wypadł doskonale, królem został ten król, który miał zostać królem. Tego być może się nie dało uniknąć, totalnej kompromitacji jednak się dało.

Po pierwsze, idąc na prawie pewną przegraną nie należy krzyczeć na całą okolicę zwycięstwo albo śmierć, zwłaszcza w wypadku gdy się tej śmierci bohatersko ponieść nie zamierza. Co Polska była w stanie zaryzykować aby się Tuska pozbyć? Wychodzi na to, że nic. Jedyne na co stać polski rząd to przedziwna konferencja prasowa na której premier sprawia wrażenie, że nie wie co się stało i dlaczego.

Po drugie, blefować z sensem. Wiesz, że przeciwnik ma asa pik, to nie udawaj, że masz go ty, zwłaszcza gdy on wie, że ty wiesz. Bezczelna uwaga Hollande'a o zasadach i funduszach nigdy by nie padła gdyby nie wiedział, że Polska nie zaryzykuje w imię zasad dostępu do funduszy. Wiedział, był tego pewien. Polska reakcja - żadna, o czym też wiedział z góry. Tu już nawet nie pasuje metafora brzydkiej panny bez posagu, Hollande potraktował Polskę jak tanią dziwkę, zapewne bez konsekwencji.

Po trzecie, dobrze się przygotować. W polskich staraniach o utrącenie Tuska przeraża zupełny chaos. Najpierw w ogóle nie było wiadomo czy będzie mieć polskie poparcie czy nie. Potem było, że raczej nie ale w sumie nikt nie wiedział za bardzo dlaczego i co z tego wynika. Niby że miał dostać zarzuty prokuratora, ale potem dlatego, że nie reprezentował Polski na swoim stanowisku (uwaga dla niekumatych: na tym stanowisku się nie reprezentuje kraju), że wspierał opozycję i cholera wie co jeszcze. Nie było do ostatnich dni żadnej spójnej wiadomości czego Polska właściwie chce.

Po czwarte, nie wymyślać sojuszników. Pacholęciem będąc nie raz się odgrażałem starszym chłopcom, że mam brata w wojsku, który zrobi z nimi porządek (nie miałem i nie mam). To co się kiepsko sprawdza w piaskownicy, w świecie dorosłych jest żałosne. Polskę miała poprzeć Słowacja, Węgry, nawet Wielka Brytania, nie dość, że nikt nie poparł, nawet się nie wstrzymał od głosu, wszyscy byli przeciwko. To nikt nawet nie porozmawiał z Orbanem, Fico, May? Poza Makrelą, oczywiście.

Po piąte, nie wystawiać się bez sensu na strzał. Manewry pozorowane mają długą tradycję, ale zawsze za takim powinno iść właściwe uderzenie. Hannibal pod Kannami wygrał dlatego, że wciągnął Rzymian w pułapkę. Wystawienie Saryusza-Wolskiego wygląda na próbę powtórzenia fortelu Hannibala, tylko że bez pułapki. Co niby to miało dać, że się wszyscy rzucą do wystawiania kandydatów? To trochę za późno, poza tym można było to wcześniej (uwaga: dobre kilka tygodni jeśli nie miesięcy wcześniej) przegadać choćby z Konserwatystami.

Być może nawet przy najlepszym z możliwych przygotowaniu nie udałoby się utrącić Tuska, nie udałoby się pozyskać żadnego głosu ani doprowadzić do pojawienia się innego kontrkandydata (lepszego niż operetkowy Saryusz-Wolski). Nie musiało to się jednak skończyć tak totalną kompromitacją na chyba wszystkie możliwe sposoby.

Przegrywać też trzeba umieć.

avambee
O mnie avambee

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka